sobota, 23 maja 2009

Zaduma i zgliszcza

Mistykus/Łódź

Chwila zrozumienia,

bez kalkulacji i chwały..

Technologia płodzi wiedzę,

ślepą na Stwórcę.


Płomyk chochlika w popiele.

Fałszywe światło w kościele.

A z blasku stałego wśród nocy,

punkty gwiazd sierocych.


Genom klonu wpleciony w byty zwierzęce,

z nim Królowa szkarłatna europea,

opasana nagim fałszem, miast nowych.

Tu nie ma nic z cudu i uniesienia.


Gorejący wiatr informacji,

milionom oczy kaleczy,

kurcząc świata dziedzictwo,

w przetarg czy targ fascynacji.


Z Qumran odzyskanym zwojem,

księga liczbami i liczeniem prowadzi,

dziś wycena wartości istnienia w żetonie,

człowieka życie, krzywda, dzieli i oddziela.


Przemilczane karty z literą spłowiałą,

wiemy a jednak żyjemy nową ideą.

Kiedyś drzewa, potem biały papier,

zapis ducha, autor i ożywcze tchnienie.


Teraz jedynie powierzchowny obraz,

kultura, natchnienie zbyt mało znaczą…



Marek Jakub Bliźniak

wtorek, 19 maja 2009

Spacer

Mistykus/Łódź/Park Julianowski



We mnie jesteś parku.

Znów chadzam z twoimi drogami,

nigdy tak piękny jak o tej porze.

I zawsze cierpliwy, czekasz.


Droga na uboczu, werset drzew,

klejnotem ich płatki bursztynowe.

Upadkiem lekkim ścielą poszycie,

śladem za mną wspomnienie.


Pochłodniało, jakby druga strona,

ale to płatki śniegowym mchem,

jedwabiem pod stopami,

ukrywają, że czuję, ja i one.


Delikatnie, już śniegi topnieją.

Kwiaty, co wychylają pierwsze źdźbła.

Uśmiech - triumf odradzania się parku.

Razem, raz mija i przebywa tu ten czas.


Zawsze wracam, aby ciszę pocieszyć,

ten sam zapach tej i innej jesieni.

Niczym kustosz muzeum znam zakątki.

On usypia, ja czuwam, gdy on, wzbudzi znów…


Marek Jakub Bliźniak

Powroty

20 sierpień, 2008 — mistykus

Światłem nadziei w słońcu pisanego dnia,
Igraszką szybującego orła w bieli.
ożywam na nowo.
Źrenicą sytą barw osobnych,
igielnikiem przekłute brzaskiem rzęsy,
tulą do siebie skrępowane widoki.

Smutna myśl czepi czystą wiarę,
rozdmuchując starcze spróchniałe dni.
Przeszkodą jedynie miraż śmierci,
skazy małej, pokornej wobec klombu zieleni.
Schronieniem szelest listowia,
pieśni przemiany w porze kamieni.

Trwam wpatrując się w nowe bieguny pożóg,
Tęczą przymierza oświetlonych szarych oczu.
siecią lśnienia, jesienią, zapachem,
spędzam chłód mokrego deszczu.
Kroplami barykaduję resztki woli,
odnajdując zaklęcie i sposób.

Kręgiem tych widziadeł, ściskam skałę strachu
kruszeje w oplocie korzenia, mych dłoni.
W piersi dygocze berło, wrażliwa kotwica,
dawna ufność mych pradziadów Polan,
styk wierności,
nadzieja zawarta w nasionach słowa.

Tak zostawię, ziarna a nie piasek…

Marek Jakub Bliźniak

czwartek, 14 maja 2009

Wyładowania Atmosferyczne

Burze

Każdy z nas na pewno przeżył w swoim życiu burzę. Chmury gnane przez wicher, siekający deszcz rozdzierany przez macki żylastych błyskawic by następnie wstrząsnąć rykiem ogłuszającego grzmotu gwałtownie parującej wody. Każdy z nas na pewno poczuł dreszcz strachu i emocji ogromu zjawiska. Nie wolno nam jednak lekceważyć tych gwałtownych wodospadów elektronowych przelewających się między niebem a ziemią. Piorun w czasie nie całej sekundy potrafi strzaskać gruby pień drzewa następnie zapalić to, co z niego pozostało. Mimo że wyładowania z wyglądu błysku są do siebie podobne to pioruny nie są jednakowe.
Jedne są słabe i czerwone, inne są błękitne, silne. Każdy rodzaj wyładowania jest inny -zależny od warunków, w jakich powstaje. Jedne bowiem uderzają w ziemię inne tańczą między chmurami a jeszcze inny rodzaj wędruje nawet kilkanaście kilometrów od ogniska czarnej zwalistej chmury aż poza obręb działania burzy dopiero tam znajdując ujście swej furii. W naszej szerokości geograficznej jednak najlepiej znamy pioruny krzaczaste i pojedyncze liniowe wyładowania. Istnieją jednak odmiany wyładowań, które nawet dziś trudno wytłumaczyć. Należą do nich pioruny kuliste, pioruny perełkowe i pioruny łańcuchowe. Na szczęście większość tych piorunów występuje w strefie równikowej. Jednak obserwowane ostatnio gwałtowne zmiany klimatyczne, zachwianie pór roku oraz zwiększenie podzielności rejonów suszy czy też opadów i wirów powietrznych, napawają mnie też obawą przed wystąpieniem tych zjawisk w naszym rejonie klimatycznym. Najgroźniejsze z nich to pioruny kuliste, które są tworami zmiennych pól wirujących w postaci żółtych lub jaskrawo niebieskich kul. Potrafią one szybować w powietrzu jak baloniki ignorując piorunochrony i jak koty wybierają własną drogę potrafiąc wpaść do wnętrza mieszkania, lub przeniknąć ścianę aby w końcu rozpłynąć się w powietrzu lub eksplodować z wielkim impetem. Pioruny perełkowe i łańcuchowe to widoczny na niebie ognisty łańcuch wielu piorunów lecących jak stado mitycznych feniksów, aby w końcu uderzyć wieloma szponami niszcząc wszystko w kręgu kilkunastu metrów. Być może i Ty, Drogi Czytelniku, będziesz świadkiem takich właśnie odmieńców elektronowych.

Źródłem piorunów – są zawsze ładunki elektryczne, gromadzone w chmurach (naelektryzowane chmury) Nagrzane masy powietrza niosąc setki ton pary przekształcają się w centra, gromadząc znaczne ładunki elektryczne. Ładunek większości chmur stanowi ujemnie naelektryzowane cząsteczki i tylko 10 % chmur ma dodatnie naładowanie.

Ujemne naładowanie mas chmur powoduje powstanie na powierzchni Ziemi ładunków dodatnich, wzmaga się pole elektromagnetyczne, w którym działają znaczne siły. W powietrzu są jony, które pod działaniem tych pól zaczynają swą gonitwę a ich efektem są lawinowe tory prądu elektrycznego. Teraz odległość między ziemią a chmurą staje się coraz mniejsza. Na zaproszenie pioruna Ziemia wysyła swe macki krótkie wstążki wpatrzone w niebo. Elektromagnetyczne pole tańcząc z rozpędza jony, które tworzą jakby kanał między ziemią a niebem. Aby w końcu ładunek chmury z siłą milionów Voltów niczym świecący wodospad spadł na wybrane przez najlepsze układy kanałów miejsce tworząc błyskawicę.

Oglądając burzę widziałeś tylko migotliwy błysk i huk, lub z bliska syk. Lecz gdybyś mógł widzieć wszystko w wielokrotnie zwolnionym tempie, zobaczyłbyś, mackę wstęgową, pierwsze zapowiedzi wstępne, drugie wyładowanie przedłużające i czyszczące kanał aż do ziemi, owocujące ostatecznym światłem błyskawicy.

Błyskawicy czyli wyładowania głównego z silnym błyskiem. Czasami w kilka sekund ładunki wyrównują swe potencjały lecąc w niebo i w ziemię tworząc migotanie i kilka uderzeń pioruna a nawet obserwowano kilkadziesiąt takich piorunów aż do zrównania bilansu elektronów. W tym roku, czyli 2009, spodziewam się dużego natłoku gwałtownych burz, więc jeśli przeczytałeś tą pracę, to z myślą i wyobraźnią, oraz respektem obserwuj to zjawisko.

Dziękuję –
Marek Jakub Bliźniak

Jak powstaje zjawisko cyklonów i zawirowań atmosferycznych.

Zjawiska

Zwykle cyklony tropikalne powstają tuż nad wodami oceanów, gdy temperatura wody wynosi 25°C i wyżej. Wtedy następuje zjawisko kumulacji energii w oceanie- a to dostatecznie pojemny zbiornik wodny dla rozwoju cyklonu. Podczas tworzenia się chmur powietrze jest ogrzewane przez ciepłą wodę oceanu. Te wilgotne masy zaczynają powolną reakcję do okólną. Atmosfera i prądy wirowe wypiętrzają chmury burzowe. Atmosfera staje się niestabilna, ogromne ilości ciepła znajdują się nisko, rozwija się wówczas duża na całą głębokość troposfery konwekcja, która niczym sprężyna nakręca cały układ. Przy równiku pozioma siła Coriolisa jest mała a w dalszych rejonach od równika ruch mas powietrza w górę i w dół pobudza cały układ nakręcając jeszcze bardziej sprężynę energii. W tym czasie w całej troposferze budują się chmury konwekcyjne. Pojawia się słaby niż, czyli zafalowanie zwane izobarem. Zwykle gdy spełnione są powyższe warunki rozwija się cyklon tropikalny. W bliskim sąsiedztwie niskiego ciśnienia rozwijają się burzowe chmury konwekcyjne, które wysysają gorące i wilgotne masy atmosfery tuż znad oceanu tworząc depresję ciśnieniową. Wtedy chmury płyną już w formacji wilgotnego i ciepłego powietrza. Pod wpływem działania siły Coliorisa w mezoskalowym systemem konwekcyjnym powstaje siła odśrodkowa działająca na masy chłodnych, zawierających skroploną wodę chmur, co nadaje już całej cyrkulacji rozpędu i sprawia, że w centrum układu powstaje najniższe ciśnienie. W tym momencie powstaje już forma wiru widoczna z pokładu satelity z wyraźnym i rozpoznawalnym kształtem cyklonu tropikalnego. Gdy ruch wirowy jest dostatecznie intensywny zbiera na swej drodze kolejne dawki energii znad powierzchni oceanu, cyklon gwałtownie rośnie w siłę i już posiada grubość całej troposfery. W centrum wiru wytwarza się niskie ciśnienie powietrza które zasysa już nawet oceaniczną wodę tworząc oko cyklonu – obszar pozbawiony chmur oraz ze słabymi ruchami warstw powietrza. W tym czasie zimne powietrze z centrum cyklonu przyspiesza kondensację wody rozpędzając całe zjawisko w coraz to szybszy ruch wirowy gdzie nasilenie prędkości wiatru zwykle przekracza 250 km/h. Cyklony najczęściej powstają podczas lata lub jesieni, spowodowane jest to wysoką kumulacją energii cieplnej wód oceanicznych. Huragany tego typu docierając nad ląd wytracają swoją energię z powodu braku zasilania cieplnego tuż znad wód oceanów. Jednak ich siła niszczycielska jest równa wybuchowi bomby atomowej. Podobnym zjawiskiem są spotykane nad lądem trąby powietrzne, z tą różnicą, że ich struktury zasilane są z samymi gorącymi masami powietrza, które przy ziemi jest dość chłodne a wysoko gorące. W ten sposób szybko zasysane powietrze na skutek różnicy ciśnień unosi się w formie leja.

Rotacja ta przez siły odśrodkowe sprawia, że widzimy zwykle słup wiru, który niszczy na swej drodze wszystko z czym się spotka. Towarzyszą temu niezwykle silne wyładowania atmosferyczne powodowane nagromadzeniem się ładunków elektrycznych w górnych obrzeżach wiru. Pamiętajmy że siła trąb powietrznych potrafi wyrwać stare drzewo razem z korzeniami a niesione przez lej odłamki są niczym pociski przebijające betonowe ściany budynków.

Pamiętajmy o tym gdyż w ostatnich latach 2007 i 2008 r. mieliśmy podobne zjawiska wystąpienia trąb powietrznych i na naszej Polskiej Ziemi.

Marek Jakub Bliźniak

Świątynia/Templariusze

Historia

Dziś chciałbym przypomnieć Państwu temat z przed stu lat, kiedy to na ziemi świętej w Palestynie i co za tym idzie w Jerozolimie powstawał zakon Templariuszy. Piszę to w związku z otrzymanym przez zemnie prezentem urodzinowym, w którym to otrzymałem książkę –

„Templariusze” autorstwa Barbary Frale.

Nie powiem lektura ta wciągnęła mnie do tego stopnia, że przeczytałem tą pozycję dwa razy pod rząd.

A co za tym idzie poznałem kilka ważnych szczegółów dotyczącej Zakonu Świątyni (Templum) lub, jak kto woli Templariuszy.

Pragnę tutaj kilkoma rzeczami się z Wami moi drodzy podzielić… Co oznacza też, że chcę przypomnieć Drogiemu czytelnikowi, co się w tamtych czasach działo i jakie są skutki na dzisiejszy dzień, jeżeli chodzi o nazwę Templariusze.

Jak zwykle przewrotnie zacznę od końca, Świątynia nigdy jako zakon nie została ekskomunikowana jak do tej pory twierdzono? Świątynia była zakonem religijno-rycerskim, co dla nas znaczy, że byli to Asceci-Mnichowie, którzy jednocześnie szkolili się w walce przeciw wszystkim tym, którzy napadali na pielgrzymujących do miejsc Świętych w Jerozolimie.

Mieli zakaz szerzenia plotek jak i ucieczki z pola bitwy. Każdy Templariusz, który dopuścił się bluźnierstw i pijaństwa był natychmiast wyrzucany z zakonu!

Mylnie podaje się też, że zakon nie miał używać kąpieli, natomiast zakonnicy wręcz przeciwnie mieli nakaz kąpieli i do tego musieli mieć przy sobie bieliznę na zmianę i dwa ręczniki, tylko zakazana była kąpiel naga w obecności innego członka zakonu! Obecnie zakon jest w stanie zawieszenia, a to przez Papieża Klemensa V, który też nadmienił i ochronił tym samym

Świątynie/Templariuszy przed podróbkami w przyszłości, Klemens V nakazał - "że każdy, kto w przyszłości spróbuje odnowić zakon bez zgody obecnego Papieża, zostanie wyjęty z pod prawa". Nie wolno też nikomu prócz prawowitych spadkobierców zakonu używać ich insygniów oraz znaków nadanych im przez Papieża Urbana 2…

Zmieniają się też pewne fakty, które obowiązywały samego Templariusza a chodzi mi tu o ubiór. Więc miała to być krótka biała tunika niesięgająca za kolana, pas i prosty, lecz skuteczny miecz przy pasie na głowie templariusz nosił Chełm a pod nim zwykle nakładano turban a wszystko to w swej prostocie miało nie krępować ruchów w boju. Oczywiście nogi jak i tors chroniła kolczuga wykonana bardzo małych oczek, co dodatkowo ochraniało rycerza.

Odziały Świątyni były dobierane specjalnie według charakterów poszczególnych członków tak, aby na polu walki stanowili jedność. Temu też służył pewien rytuał przyjęcia, który stawiał nowicjusza w bardzo kontrowersyjnej sytuacji i pod ciśnieniem stresu, po reakcjach przyznawano nowicjuszowi, do jakiej grupy członków się nadawał i tak jedni szli jako trzon rycerstwa a innym przypisywano dyplomację lub rzemiosło wyrobu mieczy czy też budownictwa. Tak jak pisałem Świątynia nie mogła opuścić pola bitwy i mawiano o nich "pierwsi atakują a ostatni zostają na miejscu walki"…

Dodać należy jeszcze to, że każdy zakonnik musiał wykonać podczas bitwy bezwzględnie rozkaz przełożonego bez zastanowienia. Były przypadki, że tak jak w obronie pewnego zamku, Świątynia własnymi żołnierzami zatkała wyłom w murach, gdy ginął jeden natychmiast stawał za nim drugi i tak sterta ciał zatarasowała drogę Saracenią.

Sam Sal-Aladyn -Sułtan Muzułmański- nienawidził Zakonu Świątyni a to z powodu jak kiedyś powiedział – „Największe straty poniosłem z rąk tego zakonu”. Innymi słowy Muzułmanie rycerstwo europejskie uważali za barbarzyńców jedynie jeden zakon był godnym dla nich przeciwnikiem a była to Świątynia!!!

Co jeszcze odkryłem? – Sama reguła zakonu będąca 72 wersami nakazów i zakazów była spisana przez pewnego (uwaga) Cystersa o imieniu Bernard z Clairvaux! A więc to Cystersi byli pierwowzorem Świątyni! Dalej – pierwsi Templariusze a było ich na początku tylko 9 ślubowali w zdobytym Meczecie Qubbet As-Sachra w miejscu dawnej Świątyni Jeruzalem.

Templariusze byli również świetnymi budowniczymi zamków a wybudowali ich tylko w Palestynie ponad 60.

I to z przejściami podziemnymi biegnącymi nie raz na kilometry!

Na pewno przebudowali o ni z czasem i samą Jerozolimę a na pewno spenetrowali wzgórze świątynne!

Zakon Świątynia dzięki przywilejom szybko urosła w siłę i była darzona pełnym zaufaniem prze możnowładców. Byli uczciwi do granic możliwości, co w tamtych czasach budziło zdziwienie zakonnik, bowiem w regule nie mógł mieć więcej niż cztery denary, dla tego też powierzano im swe majątki, aby nimi dysponowali i to robili często powielając te majętności wielokrotnie, co było dobre dla powiernika jak i samego zakonu. Tak powstała europejska bankowość! - Niestety to w przyszłości stało się dla nich zgubne...

Przy templariuszach był jeszcze jeden zakon Szpitalnicy (JOANNICI). Reszta to Rycerstwo Europy, które jednak mało posiadało cnót a więcej awanturnictwa, więc raczej liczyli się Templariusze i Joannici.

Dla czego o tym wspominam? – Bowiem majętności Świątyni po procesie przeszły w ręce Joannitów jak część rycerzy Świątyni to za przyczyną Papieża Klemensa V, – który starając się jednak jakoś uratować Templariuszy próbował w ostatnim czasie zrobić Fuzję świeckiego zakonu Joannitów i Templariuszy. Sam Papież Klemens V bał się inkwizycji, którą pod koniec próbował obwarować przepisami, jednak Król Filip Piękny ubiegł Papieża i sam posłużył się tak zwaną inkwizycją spiesząc się ze spaleniem na stosie dwóch ostatnich mistrzów zakonnych. Papież Klemens V, mimo że się starał zaradzić oskarżeniu jednak w ostateczności pod naciskami uległ i poświęcił zakon na straty.

Zamordowanie przez Króla Filipa Pięknego Mistrzów Zakonu spowodowało zakończenie obrony zamków Templariuszy, które jeszcze się broniły we Francji. Część jednak Rycerzy Zakonu Świątyni zdążyła uciec po za Europę zabierając ze sobą majętności i wiedzę na temat architektury. Dziś ich bytność odkrywa się prawie na całym świecie.

Nie wiem, co jeszcze pominąłem, ale myślę, że Świątynia w tamtych czasach odgrywała rolę Policji w dniach niepokojów i hulaszczych praktyk ówczesnego rycerstwa. Jestem pełen podziwu dla stanu duchowego zakonu jak i ich niesłychanych możliwości bojowych oraz samego uduchowienia. Ponadto zakon zbierał z całego świata relikwie, po jakimś czasie zakonnicy stali się prawdziwymi znawcami owych przedmiotów. Całun Turyński z całą pewnością przez jakiś czas był w posiadaniu Templariuszy. Zastanówmy się jak w dzisiejszych czasach potrzeba nam podobnej organizacji...

Tak na koniec należy powiedzieć trochę o usposobieniu łagodności rycerzy zakonu Świątyni, i tak na przykład jeździec nie mógł godzić ostrogami konia, aby go nie urazić czy okaleczyć. Po za tym do ciekawostek należy to, że Templariusze hodowali psy jak i koty. A w misterium obrzędu ostatniej wieczerzy spożywali chleb i wino tak jak to było naprawdę na pamiątkę. Barwy zakonu wyraźnie określa też ich powinności, więc biały habit należał tylko do rycerzy duchownych natomiast brązowy zakonnikom pomocniczym, tym samym bankierom, kowalą itd.

Dziś inkwizycja nadal istnieje i pełni swą funkcję jako Kongregacja Wiary. Co nie oznacza, że przez ten czas nie uległa reformie na inny stan? Zawiłości historii potwierdzają tylko możliwe skutki plątania prawdy z fałszem i dziś...

(autor) - Marek Jakub Bliźniak

Opowieść o Zakonie Świątyni - Templariuszach oparłem na;

Pisanych wersach Autorki Barbary Frale - jest jedyną istniejącą osobą mającą pełny dostęp do przepastnych Archiwów Watykańskich. Barbara Frale – obroniła na Uniwersytecie w Wenecji, doktorat na temat Procesu Templariuszy. Obecnie Barbara Frale pracuje w Archiwach Watykańskich. Jest także Autorką – kilku książek na tematy Zakonu Świątyni. Ostatniej Batalii Templariuszy (wyd. 2001r) – Papiestwa i procesu Templariuszy ( wyd. 2003r) Templariusze (wyd. 2008r)

Jest tym samym jedyną wiarygodną Autorką badającą historię zakonu na podstawie istniejących zapisów archiwalnych na ich temat.

""Całun Turyński należał kiedyś do Templariuszy

2009-04-05

Całun Turyński był kiedyś własnością templariuszy. Nie wątpi w to Barbara Frale z Tajnego Archiwum Watykańskiego, która od lat zajmuje się tajemniczym zakonem.

Na łamach dzisiejszego wydania „L'Osservatore Romano” Barbara Frale pisze o swojej najnowszej książce na ten temat, powstałej na podstawie wielu nieznanych dotąd dokumentów.

„W roku 1287 młodzieniec z dobrej rodziny z południa Francji, nazwiskiem Arnaut Sabbatier, poprosił o przyjęcie do rycerskiego zakonu templariuszy, co w ówczesnym społeczeństwie było wielkim przywilejem z wielu punktów widzenia... W czasie ceremonii przyjęcia, po złożeniu trzech ślubów ubóstwa, posłuszeństwa i czystości, preceptor zaprowadził młodego Arnaut do zamkniętego pomieszczenia, dostępnego tylko dla braci: tam pokazał mu długie płótno lniane, na którym odciśnięta była postać mężczyzny, i polecił mu, by trzykrotnie ucałował jego stopy”. Świadectwo to, wyjaśnia Barbara Frale, pochodzi z materiałów procesu wytoczonego templariuszom i jest niemalże nieznana historykom, ponieważ stanowi kroplę w morzu dla kogoś, kto zajmuje się niezwykle pogmatwaną historią tego wielkiego spisku, uknutego w 1307 roku przez króla Francji Filipa IV Pięknego przeciwko zakonowi, który stał się niemal niezależnym państwem na terenie jego królestwa.

„Dokument ten ma jednak pierwszorzędne znaczenie dla kogoś, kto chce poznać koleje innej historii: dziejów przeniesienia Całunu Turyńskiego z dworu cesarzy bizantyjskich - gdzie znajdował się do roku 1204 - do Europy, gdzie pojawił się w połowie XIV wieku, w rękach pewnej francuskiej rodziny szlacheckiej”. W swej książce Barbara Frale analizuje nieznane dokumenty dotyczące templariuszy i dziejów całunu, dochodząc do następującego wniosku: w XIII wieku, gdy społeczeństwem chrześcijańskim wstrząsały herezje, zaprzeczające prawdziwemu człowieczeństwu Chrystusa, templariuszom, ze względu na ich rozmaite immunitety, groziło, że staną się miejscem schronienia dla heretyków proweniencji rycerskiej, którzy starali się znaleźć w ich szeregach, by uchronić się przed władzami Inkwizycji”.

Innymi słowy, stwierdza autorka, „templariusze postarali się wejść w posiadanie całunu, ażeby uniknąć niebezpieczeństwa, że zakon ich ulegnie tej samej heretyckiej zarazie, która ogarnęła dużą część wspólnoty chrześcijańskiej owych czasów: był on najlepszym antidotum przeciwko wszelkiej herezji”. Posiadacze relikwii wypracowali szereg specjalnych liturgii